Już jutro zapraszamy Państwa na wyjątkowy jubileusz. Działające w Żaganiu od 30 lat Koło nr 9 Związku Sybiraków zaprasza do wspólnego uczczenia swojej okrągłej rocznicy aktywności w mieście. O godzinie 12.00 w sali Purpurowej rozpoczną się uroczyste obchody 30-lecia Związku, który powołany został 30 marca 1989 roku. Na początku swojej działalności głównym celem Zarządu było zabezpieczenie kart repatriacyjnych Sybiraków i ich rodzin.

Związek Sybiraków od lat zrzesza członków z terenu Żagania, gminy Żagań i Brzeźnicy. Na początku działalności zrzeszał 333 członków. Obecnie zarejestrowane są 83 osoby, a przewodniczy im pani Maria Jastrzębska. W okresie minionych 30 lat Związek pozostawił dla potomnych pomniki pamięci/krzyż Sybiracki na cmentarzu komunalnym, tablice pamiątkową w kościele pw. Wniebowzięcia NMP oraz pomnik Zesłańców Sybiru przy ul. Piastowskiej. W roku jubileuszowym planowane jest postawienie krzyża granitowego na cmentarzu komunalnym i wydanie książki “Wspomnienia Sybiraków”.

W ubiegłym roku Maria Jastrzębska opowiadała o wydarzeniach z 10 lutego 1940 roku, kiedy to miała 11 lat. Wraz z rodzicami, trójką rodzeństwa i 90-letnią babcią mieszkała wówczas we wsi Harbuzów koło Tarnopola. – W nocy usłyszeliśmy łomotanie kolbami do drzwi – wspomina. – Do domu weszli żołnierze i kazali się natychmiast pakować. Ci nasi byli w miarę „ludzcy”, bo pozwolili mamie zabrać trochę jedzenia i rozkręcone łóżko. Inni Polacy byli wyganiani na 30 stopniowy mróz w samych kapciach i piżamach.

Tej nocy z domów wygoniono trzy polskie rodziny. Na ich domy już czekali sowieccy leśnicy. Przerażonych i zziębniętych ludzi zapakowano do wagonów. Po 70 do każdego. Bez żadnego ogrzewania. Leżeli więc na podłogach i starli się ogrzewać własnymi ciałami. – Nasza podróż trwała miesiąc – wylicza pani Maria. – W tym czasie nie wychodziliśmy na zewnątrz, nie myliśmy się, a potrzeby załatwialiśmy w wagonie. Gdy wreszcie otwarto drzwi, widok był straszny. Ludzie cuchnęli i byli skrajnie wycieńczeni.

Trafili do dzikiej tajgi w Krasnouralsku. Rodziny zostały poupychane w barakach. Młodzież została zapędzona do wyrębu lasu, dorośli do pracy w kopalni. Do tego żywili się jedynie bardzo skromnymi racjami chleba. Po dwóch latach życia w takich warunkach ojciec i babcia pani Marii zmarli z głodu. – Jedyną winą mojej rodziny było to, że tato służył w armii generała Józefa Hallera – dodaje M. Jastrzębska.

Do Żagania pani Maria przyjechała gdy miała 17 lat. Potem 50 lat przepracowała w żagańskiej „Wełnie”. – Za komuny często próbowałam mówić o zsyłce na Sybir i o naszym życiu – tłumaczy. – Jednak od przełożonych słyszałam, żebym nie gadała głupot. Że to kłamstwo. Dopiero Solidarność dała nam możliwość mówienia o tym, co nas spotkało.